W zasadzie mówienie o technologicznej rewolucji jest tutaj nadużyciem – przecież trudno wskazać konkretny moment, w którym smartfony i inne sprzęty z przedrostkiem smart- zdominowały nasze życie. W chwili obecnej znajdujemy się w środku tego wszystkiego, niemniej za kilka(dziesiąt?) lat oceni nas historia. Warto by się jednak zastanowić, co zyskaliśmy, a co straciliśmy na ciągłym podłączeniu do Internetu.
Coraz bardziej zauważalnym zjawiskiem jest brak umiejętności samodzielnego radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Kiedyś, planując wycieczkę po obcym mieście należało nie tylko odpowiednio wcześniej wyselekcjonować miejsca, które warto zobaczyć, później odszukać je na mapie, by następnie z kawałkiem papieru w dłoni dotrzeć do upragnionych punktów. Obecnie nie trzeba się tym martwić, wystarczy odblokować ekran telefonu i ruszyć przed siebie – kolejne wskazówki na ekranie zaprowadzą nas dokładnie w wybrane miejsce. Podobnie ma się kwestia z zagwozdkami, jakie często mamy. Dzisiaj nikt już nie stara sobie przypomnieć nazwiska aktora, którego widzi na ekranie, a sprawdza je na stronie internetowej.
Oczywiście tę kwestię można rozpatrywać również z drugiej strony, tj. jako zysk. Oczywiście, natychmiastowy dostęp do informacji to kwestia niezwykle istotna. Zastanawiam się, ile (dla przykładu) firm i miejsc pracy zostało uratowanych dzięki temu, że osoba za nie odpowiedzialna zwróciła uwagę na z pozoru nieistotny szczegół, by sprawdzić gdzieś jego znaczenie. Jest to niewątpliwa zaleta tego typu urządzeń, oczywiście pod warunkiem, że korzysta się z nich z rozwagą.
Wszystko to jednak sprawia, że o prywatności nie ma mowy. O tym jednak napisano już tomy, tutaj zatem tylko słówko. Nie jest tak, że zakładając konto na Facebooku tracimy anonimowość w całości. Dużo zależy od tego jak z konkretnego serwisu korzystamy. Osobiście z przerażeniem patrzę na niektórych swoich znajomych, ale cóż… Samemu świata naprawić się nie da.