Wysyp kontrolerów wykorzystujących ruch i wspierających je gier spowodował, ze coraz więcej osób zastanawiało się, czy przed telewizorem faktycznie da się zgubić zbędne kilogramy. Postanowiłem również spróbować i przekonać do tego swoją współlokatorkę (w moim przypadku byłoby to mało miarodajne, bowiem uprawiam również inne sporty). Udało się?
Kasi zaproponowałem, że będzie mogła korzystać z mojej konsoli kiedy tylko będzie chciała (docencie to poświęcenie). Move jest na wyposażeniu, pozostało zatem kupno kilku płyt. Wybraliśmy zatem dwa programy fitnessowe i przeszliśmy – a raczej Kasia przeszła – do dzieła.
Na początek wybrała program dla, nie bójmy się tego określenia, leszczy – codziennie miała spędzić przed ekranem około 20 minut by przygotować ciało do właściwego wysiłku. Po dwóch tygodniach takich ćwiczeń nie spadała jej z czoła nawet kropelka potu, a jej ubrania były takie, jak w reklamie – suche i pachnące. Zaproponowałem zatem, że może już czas na zmianę. Kasi nie bardzo do pasowało, bowiem brak jako takiego wysiłku był odpowiedni. Wytłumaczyłem jej jednak, ze ciało człowieka jest skonstruowane na tyle przemyślnie, że przyzwyczaja się do ćwiczeń i bez zmian nie będzie rezultatów.
Po trudnych początkach Kasia na szczęście sama zaczęła pojmować konieczność zmian. Kiedy tylko konkretny zestaw ćwiczeń nie powodował zadyszki, od razu go modyfikowaliśmy. Efekt? W pół roku 7 kilogramów mniej, wzmocnione mięśnie i doskonałe samopoczucie. Co więcej, dziewczyna zaczęła myśleć o pójściu na siłownię. Jest to o tyle zaskakujące, że kiedyś miała mocną alergię na wszelkie przejawy aktywności fizycznej, szczególnie w obecności obcych osób.
I to jest największa zaleta tego typu programów – nie tylko pozwalają postawić fundament pod regularne uprawianie sportu, ale też mogą być motywacją do wpisania rubryki ‘wysiłek fizyczny’ w nasz plan dnia. A zatem – zad z kanapy i do dzieła! Najtrudniejszy pierwszy krok!