W USA nigdy nie byłem, ale gdybym miał zgadywać, to uznałbym, że Halloween jest jednym z tych dni, na które dzieciaki oczekują bardzo długo. Zabawa z rówieśnikami, kolekcjonowanie słodkości, wreszcie możliwość choć przez chwilę bycia kimś innym. Brzmi fajnie, prawda?
Mimo wszystko nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego tę tradycję próbuje się zaszczepić na grunt polski. To znaczy rozumiem pewien, prawdopodobnie najważniejszy, aspekt, a mianowicie pieniądze. Jest to doskonały biznes dla sklepów produkujących stroje, maski i inne tego typu gadżety, bowiem większa koniunktura oznacza większy zysk – bez dwóch zdań. Dlaczego jednak my, obywatele, tak łatwo to wszystko łykamy?
Można się złościć, można się pieklić, że to pogańskie święto – nie przeszkadza to jednak wielu osobom w wymalowanych twarzach paradować po mieście w ostatnią noc października. Paradoksalnie jednak bawią się w to studenci, traktujący to jako kolejny pretekst do wyjścia w miasto (obok końca sesji, początku lata czy też z okazji środy). Czy to takie złe?
Narzekanie na wszystko to nasza narodowa domena, coraz bardziej jestem w stanie się zgodzić, że zapisana gdzieś głęboko w genach, skoro nikt jeszcze do niej nie dotarł. Z całą odpowiedzialnością jestem jednak w stanie powiedzieć, że nie chcę, by moje dziecko kiedykolwiek chodziło po domach z torbą, wykrzykując co raz ‘cukierek albo psikus!’. Swoją drogą widzieliście kiedykolwiek jakiegoś psikusa? Bo najlepszym z tych, jakie do tej pory widziałem, był gag Jimmiego Kimmela, amerykańskiego komika, prowadzącego wieczorne show. Otóż poprosił on rodziców, by nagrali reakcje swoich dzieci na wieść, że zjedli oni (rodzice) wszystkie cukierki, które ich pociechom udało się zebrać poprzedniego dnia. Reakcje młodziaków były w dużej mierze do przewidzenia, niemniej nie zabrakło rodzynków (do znalezienia na youtube).
Jeśli zatem Halloween będzie się odbywać na marginesie – ok. Ale nie jako obowiązkowe ‘święto’.