Przeciętny wzrost Polki to 1,65 cm, w przypadku mężczyzny jest to około 1,70 cm. Czy ma to jakiś związek z czytaniem? Owszem, ma.
W tym roku bowiem instytucje propagujące czytanie, a także portale literackie i po prostu blogerzy zaproponowali akcję ,,przeczytaj tyle książek, ile masz wzrostu”. O co w tym chodzi? To bardzo proste. Jeśli masz 160 cm wzrostu, przeczytaj 160 cm książek. Dobrze, ale ja jak to zmierzyć?
I tu sprawa nieco się komplikuje. Nie byłoby bowiem sztuką mierzyć według formatów książki. Przeciętna książka ma około 20 cm długości, więc nawet wysocy ludzie, którzy mają 2 metry wzrostu musieliby przeczytać tylko około 10 książek. To byłoby stanowczo zbyt proste, zwłaszcza, że przecież wciąż jeszcze obowiązuje akcja powstała na początku tej dekady – 52 książki na rok – jedna na tydzień. W tym przypadku więc wyzwanie przeczytania maksymalnie 10 byłoby więc dużym ,,uwstecznieniem”. Dlatego też zaproponowano zupełnie inne mierzenie. Mianowicie mierzenie grubości grzbietu książek.
Posłużmy się przykładem. Bardzo popularna z powodu ekranizacji święcącej tryumfy w kinach książka – ,,Atlas chmur” w wydaniu z twardą okładką ma grzbiet o szerokości około 3,5 centymetra. Kobieta o wzroście 1,65 musiałaby przeczytać około 48 książek takiej grubości. Nie jest to łatwe, bo ,, Atlas chmur” ma blisko 600 stron. Tym samym książek cieńszych, należy przeczytać relatywnie więcej. A im bardziej ,,odstaję” się poza normę, tym czytania więcej. Wyzwanie takie jest więc dość trudne do wypełnienia, nikt jednak nie powiedział, że niemożliwe. Na blogach już zaczęły się pojawiać informacje, o grubości grzbietu książki.
Można się jednak zastanowić nad jedną sprawą. Rzeczywiście jakiekolwiek akcje propagujące czytanie są godne pochwały. Jednak w takim przypadku następuje zupełne zrównanie książek, a nawet ,,deklasacja” tych cienkich. Znów posłużmy się przykładem. ,,Folwark zwierzęcy” to przecież książka o ogromnej wartości i niosąca ze sobą bardzo ważne przesłanie. Jednak jest to książka cieniutka – ma może pół cm objętości. Warto się zastanawiać czy np. ktoś nie uzna, że w tym przypadku nie warto po nią sięgać, bo przecież ,,takich, to trzeba by z 300 przeczytać”. W takim rozumieniu ,, Folwark zwierzęcy” czy np. ,,Myszy i ludzie” Johna Steinbecka są mniej wartościowe niż ,,Zmierzch”.