Przy okazji ostatniego rodzinnego spotkania, temat ogólnej rozmowy zszedł na książki. Kiedy przyszedł mój czas, żeby oznajmić wszem i wobec, że właśnie skończyłem czytać studium badań nad piłką nożną jako zjawiskiem kulturowym, to skąd inąd dało się słyszeć głosy, że to tak, jakby analizować ruch muchy, próbującej wydostać się za okno – pewnie, że można, tylko po co?
Cóż, jeśli na jakieś pytanie nie potrafimy znaleźć dobrej odpowiedzi, to zastanówmy się, czy tą odpowiedzią nie mogłyby być pieniądze? Piłka nożna to obecnie najbardziej wartościowy sport w Europie, nic zatem dziwnego, że każdy chce uszczknąć choć najmniejszy kawałeczek tortu i skierować strumień pieniędzy do własnego ogródka.
Przede wszystkim bowiem piłka nożna nie istniała by bez kibiców. Można się złościć na rzeczywistość, ale fakty są takie, że kluby i piłkarskie federacje traktują nas – fanatyków, kibiców i sympatyków – jak dojne krowy z kieszeniami bez dna. Jeśli zastanawiacie się, skąd kluby mają miliony by utrzymywać swoje gwiazdy to odpowiedź leży właśnie tu – dzięki ogólnoświatowej ‘zrzutce’, w której uczestniczą kibice.
Jednak sprawdzanie futbolu do takiego stwierdzenia byłoby wielce krzywdzące. Dzięki piłce nożnej zajęcie mają rzesze ludzi – nie tylko postacie najwybitniejsze, te ze świecznika, ale również dziennikarze, ogrodnicy, prezenterzy czy też sprzedawcy. Bez tego bezcielesnego bytu, którym jest piłka nożna, na bezrobociu wylądowałoby zbyt dużo osób, by w ogóle brać taką ewentualność pod uwagę. A czy koniunktura się kiedyś zmieni? Można się zżymać, szczególnie w naszym kraju, że pieniądze wokół piłki są zbyt duże. Czy jednak na pewno? By w Polsce płaciło się najwięcej na zapaśników, siatkarzy czy też szczypiornistów zmienić się musi trend ogólnoświatowy. A jakichkolwiek syndromów świadczących o tym, że tak się może stać nie widać.
Odpowiadając zatem pytanie zawarte w tytule – nie, to zdecydowanie coś więcej, co trudno opisać w kilku zdaniach.