Znacie to pewnie z autopsji – siedzimy w gronie znajomych, jest miło i zabawnie, a gdy tylko nastąpi chwila ciszy któryś z biesiadników łapie za laptopa i pokazuje wszystkim jaki zabawny filmik ostatnio widział na youtube. Od tego moment impreza staje drętwa, mimo że co jakiś czas przerywana jest wybuchami śmiechu.
Podobny problem został wyciągnięty na agendę, gdy przy okazji piątku wraz z kilkoma osobami siedzieliśmy przy tradycyjnym piwku. Ustaliliśmy, że od youtuba i tak raczej nie uciekniemy, poza tym są rzeczy, którymi warto podzielić się z innymi. Czy jednak z tego powodu powinniśmy walkowerem oddać fajny nastrój?
Otóż nie! Wystarczy wypracować odpowiedni kompromis i twardo się go trzymać. Dla przykładu ustaliliśmy, że jeśli przy okazji kolejnego większego zgromadzenia ludzi miłujących miłą, alkoholową atmosferę komuś zachce się wyciągnąć komputer na stół, by pokazać innym jakieś niecodzienne znalezisko kwestię poddamy demokratycznemu głosowaniu. Przy okazji jednak trzeba zauważyć, że najczęściej bywa tak, że kiedy jedna osoba coś odpali, za trwa zażarta walka o to, komu przekazać klawiaturę. Zazwyczaj wygrywa najgłośniejszy, z czego nie wszyscy są zazwyczaj zadowoleni.
No bo umówmy się – każdy przecież zna internet i każdy co jakiś czas trafi na coś interesującego/zabawnego. Ustaliliśmy zatem, że skoro ktoś już zacznie, to klawiatura zostanie przekazana następnym osobom w kolejce. Każdy ma prawo pokazać innym jeden filmik, a jeśli czuje, że nic wartościowego ani zabawnego on nie wniesie, to może opuścić kolejkę, ale nie może jej oddać komuś innemu (ani zachować na później).
Jak sprawdził się ten system? Całkiem nieźle – kto chciał, to oglądał, a kto nie chciał włączył się w rozmowy, nie przeszkadzając tym samym innym i nie jęcząc jednocześnie, że ‘znowu ta samo’. Oczywiście każdy też kończył jak chciał – włączając w to najbardziej pożądane miejsce pod stołem.