Znane powiedzenie głosi, że jeśli kochasz swoją pracę to nie przepracujesz ani jednego dnia. Stwierdzenie fantastyczne w swojej prostocie, charakteryzuje się jedną, zasadniczą wadą – otóż największa nawet pasja, którą w materii zawodowej trzeba doprowadzić do perfekcji potrafi znużyć. Dlatego sukces osiągają najwięksi pasjonaci.
Pamiętacie, jak w wieku szkolnym rodzice wyznaczali nam ramy czasowe, w których pograć możemy na komputerze? Jeśli do 16 wszystkie lekcje będą odrobione możesz pograć do 18 – wciąż słyszę w uchu głos mamy. Robiłem wszystko, żeby o 18, kiedy najwięcej moich kolegów pojawiało się na serwerach nie kończyć grać, żeby wynegocjować chociaż godzinę więcej. Czasem się udawało, czasem nie, a czasem – z olbrzymim tętnem – wstawałem w środku nocy modląc się, by szum wentylatora nie obudził rodziców.
Do czego zmierzam? Ano do tego, że w takich warunkach rodzi się absolutna i bezwarunkowa pasja, której w stanie jesteśmy się oddać bez reszty. W moim przypadku to nie są gry, chociaż jeszcze parę lat temu mogło się tak wydawać. Mimo że robiłem wszystko, by jak najwięcej czasu spędzić przed komputerem daleko mi było do tych, którzy nie chodzili na treningi i zajęcia pozalekcyjne, mając bardzo dużo czasu by grać, grać i grać. I prawdopodobnie kilku z nich zarabia dzisiaj całkiem niezłe pieniądze na wirtualnych dobrach – czy to sprzedając swoje umiejętności grając w różnych klanach i zarabiając pieniądze na dużych imprezach, czy też sprzedając przedmioty w świecie gry – w dalekiej Azji wykształcił się wręcz segment usług, w ramach których działały firmy u których można kupić wykształconą już postać czy szereg udogodnień. Ba, hitem internetu stała się swego czasu wiadomość, jakoby jeden z wkurzonych japońskich ojców miał wynająć dwóch zbirów, którzy w wirtualnym świecie mieli uprzykrzać życie jego synowi – efektem miało być porzucenie gry przez młodego człowieka.