Zombie pokazywano już na wiele różnych sposobów – najczęściej jednak nieumarli kojarzą nam się ze zgrają powłóczących nogami umarlaków z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Wytłumaczeniem jest najczęściej fakt, że chodzące trupy mają całkowicie obumarły mózg, natomiast nad samowolnym ciałem kontrolę przejmuje wirus. Nieco inaczej do tematu podeszli twórcy filmu World War Z, powstałego na podstawie fantastycznej książki.
Najpierw słów kilka o głównym bohaterze filmu, granym przez Brada Pitta. Rzecz jasna postać, w którą się wciela przeczy wszelkim zasadom logiki. Ma umiejętności, których nie powstydziliby się najlepsi śledczy, strzelcy, chirurdzy, a przy okazji refleks uprawniający go do startowania w szranki z każdym, kto chce się sprawdzić. Dodatkowo ma niezwykłą intuicję – z całego zestawu fiolek przechowujących najgroźniejsze na świecie wirusy wybrał akurat taki, który go nie zabił, tworząc tym samym coś, co sam nazwał kamuflażem przed umarłymi. Jeśli na to wszystko nieco przymkniemy oko, to okaże się, że film ogląda się naprawdę świetnie.
Przede wszystkim bowiem główna filmowa atrakcja – zombie – to nie są nudne jak flaki (nomen omen) z olejem ciała, miarowo poruszające się w rytm jęków by zagryźć ofiarę. Bliżej prawdy jest raczej stwierdzenie, że to pełnokrwiści psychole, którzy za wszelką cenę dążą do tego, by zjeść kolejny mózg. Jednocześnie nie przeszkadzają im wysokie ogrodzenia czy też mury, z których trzeba jakoś zejść – po prostu spadają.
Oglądanie na ekranie takich potworów sprawia, że nawet najodporniejsi poczują na ciele gęsią skórkę. Nie uważam się za osobę, która w kinie jest nieustraszona, niemniej by wzbudzić we mnie jakąkolwiek reakcję bliską strachu lub niepokoju, film musi być naprawdę bardzo dobrze zrobiony. Patrząc jednak na hordy galopujących zombie w World War Z mimowolnie poczułem niepokój – wynikający nie z faktu, że wyobraziłem sobie, jak sam przed nimi uciekam, ale ze względu na to, że całość została przedstawiona bardzo naturalnie i obrazowo, nie pozostając bez wpływu na sposób myślenia widza.